Sebastian Mrożek

Mit Austrii w polskiej popkulturze

Mit Austrii w polskiej popkulturze


Głównym punktem odniesienia polskiego mitu Austrii jest monarchia Habsburgów. Do niej należała po rozbiorach część dawnej Rzeczypospolitej, która oficjalnie nazwana została Królestwem Galicji i Lodomerii, a jej najważniejszymi miastami były Kraków i Lwów. Stolicą nowej części cesarstwa został Lwów, a nie do niedawna królewski, i zarazem historycznie stołeczny, Kraków, który stał się teraz „prowincjonalnym miastem na peryferiach obcego mocarstwa” (Małecki 2007, 163). Wbrew powszechnemu dziś w Polsce przekonaniu w pierwszej fazie rządów austriackich sytuacja Polaków okazała się być trudniejsza niż w zaborze rosyjskim czy pruskim – a to z racji silnego centralizmu monarszej władzy, która dość konsekwentnie prowadziła intensywną politykę germanizacyjną przy jednoczesnym tłumieniu przejawów polskości, począwszy od administracji i szkolnictwa, a na życiu kulturalnym prowincji kończąc. W powszechnym odbiorze historii zaboru austriackiego często zapomina się o tym kontekście, utożsamiając Galicję z przestrzenią liberalnych swobód i wolności oraz namiastką istnienia państwowości polskiej. Owszem, zjawiska te miały miejsce, lecz nastąpiły dopiero po roku 1866, tj. po przegranej wojnie Austrii z Prusami, kiedy to w naddunajskiej monarchii rozpoczęły się przemiany ustrojowe prowadzące do większego usamodzielnienia się jej krajów składowych, a tym samym również Królestwa Galicji i Lodomerii. Wcześniej miały one raczej charakter epizodyczny – po raz pierwszy w czasie istnienia tzw. Rzeczypospolitej Krakowskiej (1815-1846) i w okresie Wiosny Ludów (1848-1849), po której to bezpośrednio znów zaostrzony został dość wyraźnie kurs antypolski. W 1866 r. aktywne polskie kręgi polityczne Galicji wystosowały adres do cesarza austriackiego, w którym wyraziły znamienne słowa: „[…] z głębi serc naszych oświadczamy, że przy Tobie, Najjaśniejszy Panie, stoimy i stać chcemy” (za: Grodziński 1996, 209). Przytoczone wyżej słowa przypieczętowały na wiele lat postrzeganie Galicji przez pryzmat jej politycznego lojalizmu, rozumianego jako przywiązanie do władzy cesarskiej w Wiedniu. Jego symbolem stały się portrety Franciszka Józefa obecne w wielu galicyjskich domach – także po upadku C.K. Monarchii w 1918 r.

Przyznanie Galicji autonomii na przełomie lat 70. i 80. XIX w. odwróciło tendencję germanizacyjną. Kiedy w Prusach za czasów Ottona von Bismarcka zaczęto zaostrzać kurs antypolski, m.in. w postaci znienawidzonego Kulturkampfu i Komisji Kolonizacyjnej, to sytuacja Polaków w Austrii zaczęła się poprawiać. Tak doszło do wykreowania mitu o galicyjskiej wolności, której towarzyszyło odradzanie się form polskiej świadomości narodowej. Było to możliwe przede wszystkim dzięki przywróceniu języka polskiego w szkołach, sądach, urzędach oraz w życiu politycznym. Naturalną konsekwencją tych zmian był rozkwit polskiego życia kulturalnego, który ani w zaborze rosyjskim, ani pruskim nie mógł zaistnieć w porównywalnej skali. Na przełomie XIX i XX w. jego kulminację stanowił między innymi literacki fenomen Młodej Polski. Dopiero od tego momentu można mówić o naddunajskiej monarchii jako łagodnym zaborcy. To właśnie ten czas wpisał się w świadomość następnych pokoleń i stworzył obraz dobrotliwego cesarza Franciszka Józefa, stylizując tym samym Galicję na „polski Piemont” (Kłańska 1991, 7). Galicja wraz ze stołecznym Lwowem i konkurującym z nim o pierwszeństwo Krakowem, podobnie jak Piemont w przypadku Włoch, stała się wówczas centrum polskiego życia narodowego. Warto jednak mieć na uwadze, że jest to polska optyka postrzegania zachodzących w Galicji przemian. Z perspektywy wielu Austriaków, przede wszystkim niemieckojęzycznych urzędników traktujących swoją pracę w Galicji jako „zesłanie”, sytuacja była zupełnie inna, gdyż widzieli oni w Galicji „peryferie monarchii, na wpół dziki kraj położony »daleko od Wiednia«” (Kłańska 1991, 7). Polski mit Galicji zderza się tym samym z austriackim anty-mitem, w którym Galicja to synonim brudu, biedy, zaniedbania, nieskuteczności i alkoholików. Pamiętać jednak warto i o tym, że polska kultura w tej części Austro-Węgier była na tyle atrakcyjna, że przybywający do Galicji austriaccy urzędnicy, skierowani tu w celu jej germanizacji, najczęściej w drugim bądź trzecim pokoleniu stawali się – jak zauważa Andrzej Kuśniewicz, pisarz eksplorujący w swoich powieściach tematykę galicyjską – „krzewicielami polskości” („Odra” 1998, nr 10). Należeli do nich m.in. tacy polscy poloniści i slawiści jak: Karol Józef Estreicher, Aleksander Brückner, Tadeusz Lehr-Spławiński czy Juliusz Kleiner.

Nowe akcenty polski mit Galicji zyskał w latach 50. minionego wieku: po roku 1956, czyli w następstwie zmian polskiego Października, dzięki którym możliwym stało się zaistnienie tematów do tej pory zasadniczo nieobecnych w oficjalnej kulturze polskiej. Bezpośrednio po wojnie utrata części dawnych terenów Galicji Wschodniej na rzecz Związku Radzieckiego, a dokładnie Ukraińskiej SRR wraz z Lwowem, który do 1918 r. pełnił rolę stolicy całego Królestwa Galicji i Lodomerii, obłożona była nakazem milczenia. Od końca lat 50. XX w. następuje stopniowe literackie odkrywanie Galicji – wpisane wyraźnie w topos utraconego (k)raju dzieciństwa, który poddawano silnej idealizacji. Polska literatura ignorowała realną rzeczywistość minionych czasów, która była „rzeczywistością zacofanego kraju, pełnego narodowych, religijnych, społecznych i kulturowych sprzeczności” (Kaszyński 1999, 49). Oba spojrzenia na Galicję – jej polska idealizacja i austriacka deprecjacja – odpowiadały na specyficzne zapotrzebowania obu stron.

Kolejny przełom przyniósł rok 1989. W ostatnich 20 latach pojęcie Galicji wpisane zostało w tzw. dyskurs kresowy, a zniesienie cenzury pozwoliło na odtabuizowanie tematów dotychczas nieobecnych bądź obecnych w dyskursie publicznym w sposób ograniczony. Nie oznacza to jednak, że mit Galicji nie pojawiał się w polskiej kulturze popularnej przed 1989 r. Dość wspomnieć niezwykle popularną komedię C.K. Dezerterzy z 1985 r. będącą ekranizacją beletryzowanego dziennika Kazimierza Sejdy. Film w reżyserii Jana Majewskiego przywołuje czasy Austro-Węgier z okresu I wojny światowej, konstruuje dość groteskowy jej obraz, podtrzymując jednocześnie mit polskiej Galicji – mimo iż jego akcja rozgrywa się przede wszystkim w położonym na węgierskiej prowincji garnizonie. Jego dość nieudolną załogę stanowią reprezentanci niemal wszystkich narodów mieszkających w monarchii austro-węgierskiej. Garnizon staje się tym samym mikroświatem monarchii z jej wewnętrznymi sprzecznościami, absurdami i niedorzecznościami. Jej uderzającą cechą i zarazem źródłem atrakcyjności jest swoboda obyczajowa (główną atrakcją towarzyskiego życia w prowincjonalnym garnizonowym miasteczku jest dom publiczny), w tym również niesubordynacja żołnierzy-maruderów, która – na co warto zwrócić uwagę – wydaje się mieć przyzwolenie u samego komendanta lokalnego garnizonu. Groteskowy obraz filmowego garnizonu wzmacnia fakt, iż akcja toczy się w czasie wojny, podczas której miejsce dyscypliny i karności zajmuje rozpasanie oraz chęć dezercji, zwana prześmiewczo „operacją pierzyna”. Karykaturalność całej sytuacji podkreśla i to, że żaden z żołnierzy nie jest w stanie poprawnie zaśpiewać hymnu państwa Habsburgów – nie znając poprawnie ani jego melodii, ani tym bardziej słów. Wątpliwości budzi wręcz stopień opanowania języka niemieckiego. Zaskakuje też nieobecność Austriaków, którzy pojawiają się jedynie w roli oficerów na dodatek nieradzących sobie, lub raczej, nie chcących sobie radzić z załogą garnizonu. Trudno oprzeć się wrażeniu, iż przedstawiciele władzy sabotują tym samym własne państwo.

Zarówno obraz panujących w Austro-Węgrzech swobód, jak i wynikająca z tego autonomia Galicji, staje się ich parodią. Monarchia naddunajska jawi się jako przestrzeń patologiczna czy wręcz zdegenerowana, ale jednocześnie atrakcyjna w swej deformacji właśnie za sprawą oferowanych swobód. Co ciekawe, ten brak subordynacji, owa specyficzna anarchia – jak może to widzieć zewnętrzny obserwator – są paradoksalnie wyrazem pewnego, od lat funkcjonującego porządku, będącego wynikiem przebiegłej gry między stosunkowo słabą władzą a jej poddanymi. Oczywiście zarówno wspomniana niesubordynacja, jak i niewydolność struktur monarchii habsburskiej, w takiej formie, w jakiej ukazuje je film C.K. Dezerterzy, zanurzone są w polskiej narracji o schyłkowej fazie Austro-Węgier. Perspektywa wiedeńska jest zupełnie inna, co częściowo zostało zasugerowane w samym filmie – zwłaszcza w postaci nowego zastępcy dowódcy garnizonu, stereotypowo postrzegającego poszczególne nacje tworzące dawne państwo Habsburgów, tj. Czechów, Słowaków, Słoweńców, Bośniaków, Chorwatów, Polaków. I choć formalnie są oni, jako obywatele, Austriakami, to za takich się nie uważają. W oczach nowo przybyłego zastępcy z kolei stanowią co najwyżej „trzodę słowiańskich bydląt”, niezdolną do samodzielnego życia i będącą jedynie „politycznie podejrzanymi świniami”.

Galicja była obiektem dowcipu i satyry już od czasów Aleksandra Fredry, a później kabaretu Zielony Balonik (1905-1912). Niewyczerpanym źródłem żartów i dowcipów były wpisane w specyfikę tego regionu sprzeczności. Jak pisze o ówczesnym Krakowie Bolesław Faron:

„Miasto kontrastów. Z jednej strony marazm, zatęchła atmosfera, niewiara w odzyskanie niepodległości, lojalizm wobec zaborcy, z drugiej zaś próby ożywienia grodu [...]. Był więc Kraków – jako miasto przeciwieństw – doskonałym polem obserwacyjnym dla satyryków, dostarczał materiałów zarówno tym, co operowali piórem, jak i tym, których narzędziem pracy była kredka i ołówek” (Faron 1997, 16-17).

Z owych kontrastów rodził się nierzadko absurd. Jedną z form artykulacji owych sprzeczności bądź niedorzeczności była intensywność życia satyrycznego, z którego słynęła Galicja. I tak, z jednej strony, kwitły czasopisma satyryczne jak „Diabeł”, „Szczutek”, „Liberum Veto”, z drugiej zaś usytuowane głównie w kawiarniach kabarety, jak wspomniany Zielony Balonik, którego występy w krakowskiej Cukierni Lwowskiej zlokalizowanej przy ulicy Floriańskiej 45, zwanej też popularnie Jamą Michalika, przyczyniły się do popularyzacji pewnych do dziś silnie obecnych w polskim imaginarium obrazów Galicji.

Życie kawiarniane było jednym z wyznaczników życia codziennego w Krakowie i Lwowie, a wzorowało się na modelu wiedeńskiej kawiarni, której niedościgniony ideał przedstawiała Café Central. To w nich toczyło się życie i intelektualne, i artystyczne – zwłaszcza kabaretowe. Zielony Balonik w z reguły improwizowanych przedstawieniach kpił z filisterskiego – tj. zatęchłego, drobnomieszczańskiego, wymagającego przewietrzenia – świata albo też prześmiewczo komentował aktualne wydarzenia ówczesnego życia społecznego i artystycznego Galicji. Charakterystyczne były pod tym względem zwłaszcza wystawiane przez Zielony Balonik szopki.

Ta bujna działalność satyryczna możliwa była dzięki wyjątkowej wolności słowa, na którą pozwalały ówczesne władze Austro-Węgier. Stanisław Witkiewicz pisał żartobliwie, że

„w Galicji jest zupełna swoboda, wolno gadać i śpiewać »Jeszcze Polska nie zginęła!«, wolno mówić o odbudowaniu, wolno chodzić w kontuszach i z karabelami u boku. Swoboda ta wynikała stąd, że nikt nie wierzy, że Ona nie zginęła, nikt nie dąży do Jej odbudowania, a kontusze i karabele stały się etnograficznym znakiem, po którym poznaje się Polaków wśród tłumu lojalnych poddanych” (za: Faron 1997, 16).

Ceną autonomii był wspomniany lojalizm, który z kolei przyczyniał się do specyficznego marazmu: właściwe wiernemu trwaniu przy berle Habsburgów poczucie bezpieczeństwa nie skłaniało do prób podejmowania zmian, konserwowało stan istniejący, owe specyficzne, niejako uświęcone tradycją galicyjskie status quo. Wyjaśnia to poniekąd galicyjskie przywiązanie do celebry i delektowania się codziennością, które stwarzało wrażenie jakby wolniejszego upływu galicyjskiego czasu. Być może w tym tkwiło źródło przekonania – przede wszystkim u przyjezdnych – o cywilizacyjnym zacofaniu Galicji (które z racji agrarnego charakteru regionu nie było efektem subiektywnego odczucia bądź nadmiernej siły imaginacji, lecz bezsprzecznym faktem).Ale na tym też wydawał się polegać, podkreślany przez zafascynowanych tą przestrzenią, urok Galicji.

Do dziś profity czerpie z tych wyobrażeń Kraków z jego spokojnym, wręcz powolnym rytmem kawiarnianego życia. Wspomniana wcześniej Jama Michalika cały czas – jak podkreśla w swoim przewodniku po Krakowie Michał Rożek – „ewokuje wspomnienia Młodej Polski oraz artystów fin de siècle’u”. To samo można powiedzieć o mieszczącej się w Pałacu Spiskim kawiarni i restauracji Hawełka z wyraźną austro-węgierską atrybucją (Cesarsko-Królewski Dostawca Dworu) lub zlokalizowanej w Pałacu „Pod Krzysztofory” kawiarni i restauracji Europejska, którą zaaranżowano w stylu wiedeńskiej secesji (Rożek 2005, 45). Oba miejsca położone są tuż przy krakowskim Rynku Głównym, którego specyfika wynika nie tylko z wyjątkowego nagromadzenia kawiarń, a w okresie letnim licznych kawiarnianych ogródków, w których można z wolna celebrować picie kawy, ale też z racji kultywowania innej, a do dziś żywej tradycji, jaką tworzą krakowskie dorożki, nazywane przez długi czas z wiedeńska fiakrami. Tym samym stolica naddunajskiej monarchii zaznaczała swoją obecność w Galicji, ta zaś wydawała się być bliżej habsburskiej metropolii. I co ciekawe, o ile dla mieszkańców Galicji, w tym Lwowa i Krakowa, Wiedeń jako stolica Austro-Węgier wydawał się być tak blisko, że umożliwiał partycypację w kulturze europejskiej, to dla przyjeżdżających do Galicji stołecznych urzędników było to zesłanie na głęboką, daleką od Wiednia prowincję. Ostatecznie ani Lwów, ani Kraków, ani inne miasta bądź miasteczka galicyjskie nie mogły równać się z rozmachem życia stolicy państwa Habsburgów.

Ubóstwo Galicji nie doskwierało bynajmniej jedynie austriackim urzędnikom. Przeważająca część mieszkańców Królestwa Galicji i Lodomerii de facto żyła w ubóstwie, co skutkowało olbrzymią falą emigracji, w przeważającej mierze do Stanów Zjednoczonych. I tak w latach 1880-1900 wywędrowały z Galicji do USA setki tysięcy osób (Bogucka 1991, 285). Norman Davies podaje ponadto, iż w okresie 25 lat przed wybuchem I wojny światowej Galicję opuściło ponad dwa miliony osób (Davies 1992, 190). Z tego też czasu pochodzi dość powszechne i również dziś spotykane określenie mieszkańców Galicji, a przede wszystkim krakowian, jako „centusiów” (pojęcie cent oznaczało w owym czasie najniższą jednostkę monetarną w Galicji), czyli skąpców. Można zaryzykować stwierdzenie, że skąpstwo jest najciemniejszą plamą na dominującym dziś w Polsce obrazie Galicji. O dziwo nie znajdziemy w nim np. odwołań do rodzącej się w drugiej połowie XIX w. świadomości narodowej Ukraińców i tym samym napięć, sporów, a ostatecznie walk polsko-ukraińskich. Polskie postrzeganie Galicji ignoruje tym samym fakt, iż to właśnie ten region był kolebką nie tylko polskiego, ale i ukraińskiego ruchu niepodległościowego.

Mitologizacja Galicji oraz wyjątkowości zaboru austriackiego jako najbardziej łagodnego ze wszystkich trzech, jakim zostało poddane terytorium Rzeczypospolitej, opierała się, i do dziś się opiera, na przekonaniu o pokojowej koegzystencji wielu narodów: Polaków, Żydów, Ukraińców, Niemców. Figurą organizującą zbiorowe polskie myślenie o Galicji stał się mit arkadyjski. A odejście Galicji w niebyt wraz z upadkiem monarchii Habsburgów w 1918 r. jedynie zintensyfikowało ten proces mitologizacji. Utrata w 1945 r. przez Polskę ziem wschodnich na mocy postanowień jałtańskich, w pierwszej kolejności Lwowa w roli dawnej stolicy Galicji, dodatkowo wzmocniła nostalgię, której główną przestrzenią artykulacji były przez długie lata indywidualne i rodzinne wspomnienia. Po 1989 r. Galicja, Austria i Franciszek Józef powróciły do sfery publicznej dyskusji o przeszłości, stały się przedmiotem naukowej analizy oraz obiektem postępującej komercjalizacji. Mit szybko nabrał wartości rynkowej – wykorzystywanej zarówno przez handlowców i usługodawców, jak i włodarzy miasta Krakowa, które z racji nieobecności w granicach powojennej Polski Lwowa zaczęto (skutecznie) kreować na głównego spadkobiercę galicyjskich tradycji.

Atrybutem „galicyjski” opatrzone są liczne krakowskie restauracje, puby i hotele, a także rozmaite kulinaria. Popularne stały się też jarmarki galicyjskie, organizowane bądź to w czasie wakacji, jak np. w Tarnowie, bądź w czasie poprzedzającym Święta Bożego Narodzenia, jak w Krakowie. Oferowane są na nich najczęściej wyroby regionalne – ceramika, biżuteria artystyczna, rzeźba i malarstwo oraz wiktuały: wędliny, sery, miody czy nalewki. Najbardziej znanym i rozpoznawalnym w całej Polsce produktem jest tzw. grzaniec galicyjski, czyli kompozycja czerwonego wina i korzennych przypraw: imbiru, cynamonu, goździków i naturalnego miodu. Nawiązuje on do niemieckiego grzanego wina korzennego (Glühwein), które, tak jak grzaniec galicyjski, serwowane jest w zimowej porze roku. W dawnych smakach Galicji specjalizuje się również sieć handlowa Krakowski Kredens, która w swoim firmowym logo bezpośrednio odwołuje się do terenów dawnego zaboru austriackiego, uzupełniając je sloganem: „Tradycja Galicyjska”. Oferowane towary stwarzają – jak głosi maksyma firmy – możliwość degustacji produktów przygotowywanych wedle receptur pochodzących z dawnej Galicji. Do produktów załączane są opisy sposobu ich wytwarzania, informacje o miejscu ich historii i twórcach oraz wybrane anegdoty. Twórcami tych ostatnich są Mieczysław Czuma i Leszek Mazan, autorzy wydanej w 1998 r. encyklopedii galicyjskiej pt. Austriackie gadanie, w której w lekki sposób, niekiedy z przymrużeniem oka, zabierają czytelnika w podróż po galicyjskiej przeszłości, w świat miniony i zaginiony, który ponownie ożywa w nolens volens mitologizującej Galicję narracji.

Bibliografia

M. Bogucka, Dzieje kultury polskiej do 1918 roku, Wrocław – Warszawa – Kraków 1991.

N. Davies, Boże igrzysko. Historia Polski. Tom II. Od roku 1795, tłumaczyła E. Tabakowska, Kraków 1992.

B. Faron, Jama Michalika. Przewodnik literacki, Kraków 1997.

Galicja, Galicja. Z Andrzejem Kuśniewiczem rozmawia Włodzimierz Paźniewski, [w:] „Odra” 1989, nr 10.

R. Golesz, Obraz galicyjskiego miasteczka w twórczości Josepha Rotha, [w:] Z. Światłowski, S. Uliasz (red.), Topika pogranicza w literaturze polskiej i niemieckiej. Zbiór studiów, Rzeszów 1998.

S. Grodziński, Z dziejów starań o prymat Krakowa w Galicji, [w:] K. Broński, J. Purchla, J. Szpak (red.), Kraków – Małopolska w Europie Środka. Studia ku czci profesora Jana M. Małeckiego w siedemdziesiątą rocznicę urodzin, Kraków 1996.

S. H. Kaszyński, Summa vitae Austriacae. Szkice o literaturze austriackiej, Poznań 1999.

M. Kłańska, Daleko od Wiednia. Galicja w oczach pisarzy niemieckojęzycznych 1772-1918, Kraków 1991.

K. A. Kuczyński, Wielobarwność pogranicza. Polsko-austriackie stosunki literackie, Wrocław 2001.

J. M. Małecki, Historia Krakowa dla każdego, Kraków 2007.

M. Rożek, Nietypowy przewodnik po Krakowie, Kraków 2005.

E. Wiegandt, Austria Felix, czyli o micie Galicji w polskiej prozie współczesnej, Poznań 1997.

L. Wolff, The Idea of Galicia. History and Fantasy in Habsburg Political Culture, Stanford 2010.

 

Mrożek, Sebastian, dr, germanista, literaturoznawca, w latach 2005-20014 adiunkt w Instytucie Neofilologii Uniwersytetu Pedagogicznego im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie, Katedra Literatur Zachodnich, obecnie badacz niezależny, freelancer. Praca doktorska: Hans Werner Richter. Zum Prosawerk eines verkannten Schriftstellers (2004). Ostatnie publikacje dotyczą twórczości prozatorskiej i eseistycznej Herty Müller, m.in.: Schweigen als Strategie der Resistenz in Herta Müllers Roman „Herztier“, [w:] Orbis Linguarum, Vol. 40; Eseistyka Herty Müller jako wiwisekcja autorytarnej prze/mocy na przykładzie tekstów noblistki z tomów „Król kłania się i zabija“ oraz „Głód i jedwab“, [w:] Orbis Linguarum, Vol. 39, a także literatury migrantów w kontekście dydaktyki literatury: Zur Migrantenliteratur und Alteritätserfahrung im Studium der Auslandsgermanistik. Ein Plädoyer für interkulturelle Literaturwissenschaft und Literaturdidaktik am Beispiel der Erzählung von Melek Baklan „Ich wurde zur Frau erzogen!“, [w:] Didaktische Potentiale erproben. Aufsätze zur Literatur- und Fremdsprachendidaktik sowie Interviews mit Janosch, Karl-Markus Gauß und Therese Chromik, (red.) Nowakowska Katarzyna (red.) in Verbindung mit Jarosz-Sienkiewicz Ewa und Zator-Peljan Joanna, Dresden – Wrocław 2013.