Tytus Jaskułowski, Karoline Gil

Traktat polsko-niemiecki z 1991 r.

Traktat polsko-niemiecki z 1991 r.


Podpisany 17 czerwca 1991 r. Traktat o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy był czymś więcej niż tylko instrumentem, za pomocą którego zamierzano kształtować stosunki pomiędzy zjednoczonymi Niemcami a Polską. Stał się, patrząc z perspektywy historycznej, przede wszystkim soczewką, skupiającą najważniejsze punkty zapalne relacji polsko-niemieckich zarówno przed, jak i po przełomie 1989 r. Kwestią sporną stał się już sam traktat, generując przy okazji nowe napięcia na styku polsko-niemieckim, które z różnym natężeniem instrumentalizowano w debacie publicznej w Polsce i Republice Federalnej Niemiec. Nie ułatwiało to realizacji celu, który przyświecał inicjatorom podpisania traktatu, tj. stworzenia nowej formuły relacji międzypaństwowych oraz wsparcia naturalnych i nienarzuconych odgórnie metod komunikacji między sąsiadującymi ze sobą społeczeństwami. Narzędzie mające służyć zbliżeniu i pojednaniu okazało się samo w sobie dyskusyjne, gdyż mogło zostać (i zostało) wykorzystane przeciwko temuż pojednaniu.

Symptomatyczne jest to, że już w preambule traktatu definiowano przyczyny powstawania punktów zapalnych w kontaktach polsko-niemieckich oraz nakreślano sposoby ich eliminowania – z pełną świadomością, że za sprawą tegoż dokumentu mogą powstawać kolejne sprzeczności. Łączył on tym samym postulaty sformułowane jeszcze przed jego podpisaniem przez publicystę Artura Hajnicza oraz prawnika i dyplomatę Jana Barcza. Ten pierwszy opowiadał się za tym, aby traktat stał się „konstytucją stosunków polsko-niemieckich”, by zatem, obok wskazywania ogólnych celów, sygnalizował także metody rozwiązywania konfliktów oraz wyznaczał standardy zachowań i wzajemnej komunikacji (Borodziej 2006, 427). Barcz uznawał zaś traktat jedynie za „oczyszczenie przedpola” w tychże stosunkach (Góralski 2007, 157). Oczyszczenie to miało oznaczać rozwiązanie najważniejszej dla obu państw kwestii: potwierdzenia nienaruszalności granicy oraz przyjęcia zobowiązań prawnomiędzynarodowych dotyczących polityki bezpieczeństwa. Dopiero potem, czyli formalnie po ratyfikacji traktatu, miały być rozwiązywane inne zagadnienia: polityczne, ekonomiczne i prawne, co nie wykluczało przy okazji spiętrzenia różnic, emocji i kolizji interesów.

Już na etapie wyznaczania priorytetów działania pojawiły się odmienności w optyce polskiej i niemieckiej. Ich artykulacja była jednak świadomym postępowaniem twórców traktatu. Cel nadrzędny dla obu stron stanowiło pojednanie i nadanie dwustronnym relacjom nowego charakteru. Rozwiązanie szczegółowych problemów, niewątpliwie obciążających relacje oraz wywołujących kontrowersje w komunikacji, miało zasadnicze znaczenie dla osiągnięcia głównego celu. Musiało być ono zatem podporządkowane długookresowym interesom ekonomicznym oraz geostrategicznym obu państw. Punkt wyjścia stanowiło założenie, że sprzeczności, które w perspektywie krótkookresowej, tj. do 10-15 lat, musiały powodować problemy we wzajemnych relacjach, w tym w komunikacji, w perspektywie długookresowej okazały się dla tych samych relacji twórcze, względnie ulegać miały naturalnemu procesowi rozkładu. Chwilowe rozbieżności uznawano zatem za cenę zmiany paradygmatu w stosunkach polsko-niemieckich.

Kluczowe znaczenie w procesie wypracowywania tekstu traktatu miał okres przed 1989 r. Już w tamtym czasie pojęcie „traktat” stało się zarzewiem wielu konfliktów w relacjach polsko-niemieckich. Ostateczny traktat pokojowy, który powinien zostać podpisany po zakończeniu II wojny światowej, miał całkowicie uregulować sprawę granicy. Ponieważ ówczesne otoczenie międzynarodowe wykluczało jego zawarcie, utrwalało to stan tymczasowości i zachęcało do korzystania z pojęcia „traktatu” dla realizacji bieżących celów wewnątrzpolitycznych. W PRL chodziło o legitymizowanie władzy przez panującą elitę. Wskazywano na obawy i emocje związane z tymczasowością granicy (→ granica), wymuszającą oparcie się na sojuszu z ZSRR oraz poprawne relacje z Niemiecką Republiką Demokratyczną. W RFN ta sama niepewność była asumptem do uzyskiwania przez niektóre partie poparcia wyborców, którym obiecywano walkę o ewentualną zmianę status quo w Europie na kanwie tegoż właśnie przyszłego i bliżej nieokreślonego traktatu pokojowego. Komunikacja z RFN, z uwagi na sztuczne utrzymywanie stanu zagrożenia, nie istniała, co prowadziło do powstawania nowych napięć i obciążeń. Zmianę przyniosła dopiero zainicjowana w RFN pod koniec lat 60. tzw. polityka wschodnia i inicjatywy podejmowane z obu stron przez środowiska niezależne. Traktat nadal determinował jednak odmienną interpretację zawieranych umów dwustronnych, w tym najważniejszej, tj. traktatu normalizacyjnego z 1970 r. O ile dla władz PRL oznaczał on uznanie granic i zgodę na jawną komunikację poprzez nawiązanie stosunków dyplomatycznych, symbolicznie ograniczającą kwestie sporne, o tyle nie podzielały tego zdania niektóre partie polityczne w RFN. Korzystały one z orzecznictwa zachodnioniemieckich sądów konstytucyjnych. Teza ówczesnego I sekretarza PZPR, Edwarda Gierka, o tym, iż traktat z 1970 r. był najważniejszym dokumentem, jakiego nie znano w tysiącletniej historii Polski, kontrastowała zatem z oświadczeniami Związku Wypędzonych (→ wypędzenia) odrzucającego jego zapisy w sprawie granicy (Jacobsen, Tomala 1992, 215, 231). O ile jednak w RFN możliwa była otwarta debata na temat traktatu, o tyle w PRL takowa ograniczała się do środowisk opozycyjnych. Ułatwiało to odradzanie się nieuchronnych po II wojnie światowej stereotypów (→ stereotyp), podsycanych przez władze i część mediów partyjnych. Ponadto w RFN traktat był częścią pokojowej polityki zagranicznej nowych, zintegrowanych z Europą, Niemiec, zaś w PRL służył bieżącym interesom ekonomicznym partii rządzącej i jako element negatywnej propagandy, wprost proporcjonalnej do uzyskiwanych koncesji gospodarczych w RFN. Koncesje te nie przyczyniały się do ostatecznego rozwiązania szczegółowych problemów, gdyż stało to również w sprzeczności z doktryną PZPR. Dało to podstawę do powstania kluczowego dla okresu po 1989 r. punktu zapalnego, tj. asymetrii debaty i ekspertyzy na temat kształtu przyszłego traktatu o dobrym sąsiedztwie, planowanej jeszcze przez ostatni komunistyczny polski rząd.

Wspomniana nierównowaga zdeterminowała okres przygotowania traktatu i reorientacji polskiej polityki wobec Niemiec w latach 1989-1991. Proces demokratyzacji, w tym przyjmowania przez RFN standardów demokratycznego państwa prawa, trwał od 1949 r. Dlatego też porządkowanie stosunków z krajami postkomunistycznymi było naturalnym elementem kontynuacji tej polityki. Kontrowersje w tym względzie mogły wywołać uwarunkowania taktyczne, związane np. z wyborami parlamentarnymi i zjednoczeniem, ale nie sam fakt uporządkowania relacji. Tymczasem w Polsce odejście w 1989 r. od państwowego monopolu informacyjnego i powrót do demokratycznych reguł uprawiania polityki, zakładających np. poszanowanie praw mniejszości, musiał wywołać szok poznawczy. Wprowadzenie pojęcia mniejszości i samo uznanie tego, że mniejszości narodowe w Polsce w ogóle istnieją, wyzwalały takie same emocje społeczne, jak postawa nowego niekomunistycznego rządu, który uznał, że prawa przysługujące im w Polsce są naturalną częścią demokratycznego porządku, a nie efektem kompromisu i koncesji wobec kogokolwiek. Akceptacja społeczna takiego założenia była utrudniona przez działania tracącej władzę Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, która – aby zachować wpływy na arenie politycznej – z premedytacją odwoływała się do dobrze zakorzenionych stereotypów antyniemieckich i nieuniknionych w trakcie przesilenia politycznego incydentów. Traktat miał się stać dla niej wyrazem maksymalnej nieufności w stosunku do Niemiec. Umowy zawierane z zachodnim sąsiadem, które nie wyrastały z nieufności lub nie regulowały stosunków z RFN na zasadzie jej dodatkowego wzmocnienia, stanowiły wyzwalający emocje symbol zdrady, a od 2005 r. stały się także synonimem tego, co należy usunąć z wzajemnych relacji.

Rząd Tadeusza Mazowieckiego przejął w 1989 r. po ustępującym gabinecie Mieczysława Rakowskiego sprawę nowego traktatu z Niemcami. Negocjacje na jego temat znajdowały się w impasie z uwagi na brak zgody ze strony PRL na jakiekolwiek ustępstwa w sprawie statusu mniejszości. Jednak najważniejszym bilateralnym punktem spornym było w tym okresie procedowanie przedstawicieli RFN w sprawie granicy. Szefowie rządów obu państw byli świadomi szans, jakie stworzyłby proces polsko-niemieckiego pojednania. Dlatego też na tyle, na ile to było możliwe, prowadzili politykę pozytywnych gestów. Uczestnictwo kanclerza Niemiec Helmuta Kohla i Tadeusza Mazowieckiego w mszy świętej w Krzyżowej w listopadzie 1989 r. oraz przekazanie sobie znaku pokoju były tego najlepszym przykładem. Jednocześnie związane z PZPR media kolportowały inny obraz, np. zdjęcia wywieszanych w tejże Krzyżowej przez późniejszych działaczy mniejszości niemieckiej (→ mniejszość niemiecka) transparentów z napisem: „Helmut, jesteś naszym kanclerzem”. Ten zwrot doskonale obrazował spiętrzenie różnic w oczekiwaniach większości społeczeństwa i mniejszości narodowych w Polsce. Polski premier, czyli premier państwa, które dopiero odzyskiwało suwerenność, nie mógł nie dostrzegać obaw społecznych, niezależnie od tego, czy były one racjonalne, czy sztucznie generowane. Nie mógł także akceptować determinowanego polityką wewnętrzną przekonania kanclerza, że sprawa granic może być rozwiązana jedynie przez zjednoczone Niemcy. Kohl miał rzekomo obawiać się straty poparcia grup wyborców niechętnych istniejącej granicy. Argumentacja strony niemieckiej została najlepiej wyrażona po dwóch dekadach przez doradcę kanclerza, Horsta Teltschika, który wspomina:

Rozmawiałem w cztery oczy z Mazowieckim. Powiedziałem mu: »Panie Premierze, był Pan z kanclerzem w Krzyżowej, brał Pan udział we wspólnej mszy, wymieniliście znak pokoju i nadal Pan nam nie wierzy?«. Dodałem też: »Cóż więcej może zrobić kanclerz, niż wspólnie uczestniczyć we mszy świętej?«. Przecież obaj są katolikami, więc kiedyś trzeba zaufać partnerowi. Ale on do końca miał obawy” (za: Jaskułowski, Gil 2011, 166).

Tak z kolei komentował tamten okres Mazowiecki:

Podstawowym argumentem Kohla było dążenie do zaufania. Taka była jego argumentacja. Jednocześnie jednak dodawał, że względy wyborcze i polityka wewnętrzna nie pozwalają mu na to, żeby uznać granicę w danej chwili. To była argumentacja, którą wielokrotnie słyszałem od polityków niemieckich. Zawsze względy wyborcze miały utrudniać uregulowanie tej sprawy. Odpowiadałem kanclerzowi, że też mam trudności, że są w Polsce przecież przeciwnicy tego, co robimy, przeciwnicy nowej polityki z Niemcami oraz przeciwnicy nowego ducha tych stosunków. Byli oni przyzwyczajeni do tego, że Niemcy zostają zawsze przedstawiani jako niebezpieczeństwo. I kontynuowałem wywód, mówiąc, że też mam trudności wewnętrzne, ale naszym zadaniem jest przejście ponad owymi trudnościami. Jeżeli ponad nimi nie przejdziemy, to nie posuniemy historii naprzód” (za: Jaskułowski, Gil 2011, 157).

Nie można było oczekiwać, że w tak istotnej sprawie jak granica polski rząd zdecyduje się na niekorzystne dla jego wiarygodności rozwiązanie, ograniczające suwerenność w walce o traktatowe potwierdzenie nienaruszalności granicy. Wyłączono zatem tę sprawę z treści planowanego traktatu, decydując się – przy wydatnym wsparciu mocarstw okupacyjnych – nie tylko na wynegocjowanie osobnego traktatu granicznego, ale także na uzyskanie miejsca w negocjacjach „2+4” w sprawie zjednoczenia Niemiec w tym zakresie, w jakim negocjacje dotyczyły granicy. Odpowiadało to tezie o „oczyszczeniu przedpola”. Od momentu, gdy granica została uznana, możliwe stało się określenie problemów szczegółowych, które należało rozwiązać.

Podstawowym warunkiem powodzenia negocjacji było wyeliminowanie napięć na poziomie międzyrządowym. Traktat o przyjaźni nie był związany z walką polityczną tak bardzo, jak traktat graniczny. Brak komunikacji należał do elementów walki wyborczej, która po uznaniu granicy stała się bezprzedmiotowa. Poprawna komunikacja była tymczasem podstawą dalszych relacji. Zapewniono ją poprzez wpisanie do tekstu umowy klauzul o regularnych konsultacjach międzyrządowych, międzyministerialnych oraz o wsparciu budowy naturalnych oddolnych form kontaktu (przede wszystkim przez inicjowanie wymiany młodzieży, którą prowadzić miała organizacja stworzona na wzór niemiecko-francuski – Polsko-Niemiecka Współpraca Młodzieży). Równie ważna była polska inicjatywa zmiany formuły negocjacyjnej. Przygotowywać traktat miano nie przeciwko sobie (gegeneinander), ale ze sobą (miteinander). Nie stanowiło to gwarancji powodzenia, ale podkreślało wolę zredukowania negatywnych emocji i rozwiązywania problemów z korzyścią dla obu stron w sposób pokojowy. Temu służyły m.in. przejęte z prawa międzynarodowego klauzule o pokojowej regulacji konfliktów oraz stosowaniu norm ONZ w sprawie nieproliferacji broni masowego rażenia. Wspomniane zapisy były kluczowe również o tyle, że w Europie Wschodniej rozpadał się Układ Warszawski. Dla Polski i Niemiec było istotne, aby do momentu odbudowy bądź rozszerzenia euroatlantyckiego systemu bezpieczeństwa zawrzeć z wszystkimi sąsiadami umowy o dobrym sąsiedztwie, które gwarantowałyby zredukowanie emocji i instytucjonalny kontakt w sferze bezpieczeństwa – przesłankę niezbędną także dla pojednania.

Powstały przy okazji kolejne punkty zapalne. RFN wsparła w traktacie europejskie aspiracje Polski, ale zastrzegła, że w związku z tym przez Rzeczpospolitą Polską muszą zostać spełnione stosowne warunki. Zapis ten wywołał oburzenie w innych krajach ówczesnej wspólnoty europejskiej. Uznały one, że Niemcy zagwarantowały przyjęcie Polski do UE bez konsultacji z innymi państwami członkowskimi. Emocje związane z akcesją były faktem, ale nie naruszyły nadrzędnego celu, czyli w tym przypadku rozszerzenia procesu integracji europejskiej. Część polskich partii politycznych uznawała taktykę negocjacyjną pod hasłem „ze sobą, a nie przeciwko sobie” za zdradę interesów narodowych, co mogło w pewnym stopniu przyczynić się do ich wygranej w wyborach w 2005 r.

Drażliwe kwestie i napięcia komunikacyjne dotyczyły poza tym wielu kwestii szczegółowych, wymuszając odpowiedzi na dwa pytania: jak pokonywać problemy, minimalizując istnienie wspomnianych kontrowersji, oraz jak zapisać w formie traktatowej zagadnienia, których nie udało się w 1991 r. rozwiązać, ze świadomością, że samo przyznanie się do istnienia „protokołu rozbieżności” między RFN a RP będzie nie tylko wyzwalać emocje, ale także może obciążać proces pojednania i wzajemną komunikację. W celu rozwiązania obu spraw posłużono się trzema instrumentami: formułami istniejącymi już w prawie międzynarodowym, „składnią specjalną” oraz taktyką odkładania pozostałych problemów na później. Zastosowano je wobec zagadnień: odszkodowań i reparacji, spraw majątkowych, mniejszości, osiedlania się, nazewnictwa oraz obywatelstwa. Właśnie te kwestie wywoływały najwięcej napięć i sporów – głównie po stronie polskiej.

Obawiano się przede wszystkim roszczeń cywilnoprawnych osób zamieszkujących do końca II wojny światowej obszary przyłączone do Polski po 1945 r. wobec obywateli RP (→ prawne rich points), a także wobec polskiego rządu. Podsycały je istniejące w świadomości społecznej stereotypy Niemców, uosabiane przez Związek Wypędzonych, dążący początkowo do rewizji granic i restytucji majątków. Pejoratywny był również obraz mniejszości niemieckiej jako nielojalnej wobec Polski. W związku z tym wpisano do traktatu passus o obowiązku lojalności wobec państwa zamieszkania (Art. 22 Traktatu). Przy precyzowaniu praw mniejszości skorzystano z przyjętych już wcześniej dokumentów Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (KBWE). Wygenerowano zarazem pierwszy punkt zapalny, czyli definicję mniejszości. Z przyczyn prawnych i wewnątrzpolitycznych rząd RFN nie zgadzał się na użycie tego pojęcia wobec Polonii w Niemczech (→ Polacy w Niemczech). Zastosowano wobec tego pomysł „składni specjalnej”, tj. zestawienia słów: mniejszość niemiecka po stronie polskiej wraz z rozbudowaną definicją polskiej społeczności w Niemczech. Stało się to powodem napięć i nieporozumień, a przyjęcie tego rozwiązania w wielu polskich środowiskach uznawano za dowód złej woli ze strony RFN. Tymczasem problem stanowiła w tym przypadku głównie niedostateczna polityka informacyjna. Prawa dla obu grup były mianowicie takie same. Nie można było jednak oczekiwać, że zapis traktatowy oznaczać będzie automatyczną gwarancję umiejętności korzystania z nich przez skłóconą ze sobą polską społeczność w Niemczech.

Kolejne punkty zapalne dotyczyły słów użytych w traktacie do opisania problemów, których nie udało się rozwiązać w latach 90. Co do dwujęzycznego nazewnictwa miejscowości czy też swobody osiedlania się, korzystano ze zwrotów takich jak „podjęcie starań” i „gotowość rozpatrzenia sprawy”. Stało się jasne, że takie formuły wywołają emocje. Nie było wówczas społecznej akceptacji np. dla swobody osiedlania się Niemców w Polsce. Ponadto proces stowarzyszenia i późniejszej akcesji do wspólnot europejskich miał uczynić te zagadnienia bezprzedmiotowymi z uwagi na swobodę osiedlania się wewnątrz UE. Wiedziano zatem, że napięcia i tak powstaną. Dwuznaczna składnia, sugerująca unikanie podejmowania wiążących decyzji, miała jednakże maksymalnie ograniczyć ich wpływ. Poza tym zgodnie z ówczesnymi prognozami akcesja Polski do UE miała nastąpić najwcześniej 10-15 lat po zawarciu traktatu, a więc w czasie, kiedy emocje powinny już opaść.

Najtrudniejszymi kwestiami do rozwiązania były obywatelstwo i sprawy majątkowe. Z uwagi na fundamentalne różnice stanowisk ograniczono się do stwierdzenia, że traktat nie reguluje tych kwestii. Wykluczono tym samym przyznanie się wprost do istnienia napięć w komunikacji, co z kolei niejako automatycznie prowadziło do powstania kontrowersji, przede wszystkim z uwagi na brak dostatecznego wyjaśnienia, czemu służyć miało owo stwierdzenie. Błędem prowadzącym do nieporozumień wokół traktatu był niewątpliwie brak symbolu, podobnego np. do spotkania w Krzyżowej, który sygnalizowałby wolę rozwiązania tych problemów po obu stronach. Równie nieodpowiednia była polityka informacyjna, dotycząca pierwszych, tj. zawartych już w 1991 r., porozumień w sprawie np. wypłaty odszkodowań. Informowano o tym zdecydowanie za mało, z czego korzystali przeciwnicy procesu pojednania z Niemcami.

Realizacja postanowień traktatu pokazała, jak bardzo uzasadnione były pokładane w nim nadzieje i prognozy potencjalnych zagrożeń. Możliwości wsparcia oddolnych kontaktów obywatelskich zostały wykorzystane. 40 tys. studiujących w Niemczech Polaków, zorganizowana przez Polsko-Niemiecką Współpracę Młodzieży wymiana w skali 2 mln osób i 35 tys. projektów, ponad 1000 partnerstw jednostek samorządowych czy też 10 tys. projektów wspartych przez Fundację Współpracy Polsko-Niemieckiej – to wszystko stanowi bilans dwóch dekad obowiązywania traktatu. Dzięki członkostwu Polski w UE zniknął również problem swobody osiedlania się. Jeśli zaś chodzi o kontrowersyjną kwestię odszkodowań za pracę przymusową w czasie wojny, to pierwsza umowa w sprawie odszkodowań została zawarta już w październiku 1991 r. Od 1991 r. do 2006 r. suma odszkodowań dla obywateli polskich przekroczyła miliard euro.

Po upływie pierwszej dekady od początku transformacji ustrojowej, tj. od końca lat 90., dał się zauważyć powrót do wykorzystywania napięć w komunikacji polsko-niemieckiej jako instrumentu w polityce wewnętrznej. Zarówno środowiska wypędzonych w Niemczech, jak i Polaków obawiających się restytucji niemieckiego mienia, stały się pożądaną grupą wyborców. Dla obu z nich ucieleśnienie obaw stanowił traktat z 1991 r. Ponadto zainicjowany w 1998 r. proces akcesyjny Polski do Unii Europejskiej musiał ujawnić i inne rozbieżności między Rzeczpospolitą a Niemcami, np. w sprawie dostępu do rynku pracy czy uzyskiwanego z UE wsparcia, względnie – wyraźne od 2002 r. różnice w komunikacji, np. przy okazji stosunków transatlantyckich. Wszystko to sprawiło, że resentymenty i spory, w tym sam traktat, stały się skwapliwie wykorzystywanym kapitałem politycznym – na tyle skutecznym, że umożliwiającym wręcz symbiozę ugrupowań bazujących w swych programach na różnicach w stosunku do tych kwestii w Polsce i RFN. Potrzebowały one siebie nawzajem, gdyż każde działania z ich strony, np. skargi Powiernictwa Pruskiego w sądach międzynarodowych, mogły służyć jako uzasadnienie kontrreakcji w rodzaju powołania Powiernictwa Polskiego (→ prawne rich points). Pomagały w tym również problemy z realizacją szczegółowych postanowień traktatu, np. dotyczących wsparcia nauczania języka polskiego w Niemczech (→ język polski w Niemczech). Zaowocowało to postulatem renegocjacji traktatu, przedstawionym przez partie rządzące w Polsce w latach 2005-2007. Decyzję tę uzasadniano zarówno rzekomym niespełnieniem postulatów szczegółowych, brakiem użycia zwrotu „mniejszość polska”, jak i konstatacją, iż Niemcy jako państwo w niedostatecznym stopniu zainteresowane są pracą na rzecz walki z istniejącymi tam stereotypami i uprzedzeniami wobec Polski.

Do renegocjacji traktatu nie doszło, jednak nie ze względu na zmiany wyborcze po 2005 r. w obu krajach. Trafne okazało się mianowicie przypuszczenie, że w perspektywie długookresowej nastąpiła zmiana oddziaływania napięć w dwustronnej komunikacji z negatywnego na pozytywne, względnie ich osłabienie. O członkostwie w UE i związanej z tym swobodzie poruszania była już mowa. W 2011 r. na poziomie ministerialnym doprecyzowano sprawy statusu Polonii oraz wsparcia nauczania języka polskiego w Niemczech. Najważniejsze stały się jednak skutki użycia wcześniejszych sporów, np. roszczeń odszkodowawczych. Uznanie ich wyrokiem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka z 2008 r. za bezzasadne nie tylko wyeliminowało problem z prawnego punktu widzenia, ale sygnalizowało też, że stosowanie traktatu jako instrumentu walki politycznej wyraźnie się nie opłaca. Negatywne wyniki wyborcze ugrupowań odwołujących się do resentymentów antyniemieckich potwierdzały tezę o utrwaleniu pojednania na poziomie obywatelskim. Wyrok z 2008 r. oraz wiążąca prawnie mowa kanclerza Schrödera z 2004 r., w której odmówił poparcia przez niemiecki rząd roszczeń cywilnoprawnych wobec RP, symbolizowały koniec kreowania inspirowanych politycznie niezgodności. Wiele punktów zapalnych przestało istnieć z uwagi na sprawdzone mechanizmy komunikowania się, motywowane m.in. członkostwem w NATO i UE. Mogą się za to pojawiać nowe polsko-niemieckie punkty zapalne wynikające z nieuniknionego istnienia rozbieżności pozahistorycznych. Jest to jednak naturalnym elementem relacji międzynarodowych. Cele postawione w traktacie zostały zrealizowane, bezpieczeństwo państwa polskiego – zagwarantowane członkostwem w NATO, komunikacja – realizowana poprzez instytucje europejskie. Traktat zaś, cytując jednego z zajmujących się nim badaczy, pozostanie „czcigodnym zabytkiem” (Jaskułowski, Gil 2011, 225), być może jednak niedocenianym, gdyż to dzięki niemu mogły rozwijać się oddolne inicjatywy społeczne sprzyjające pojednaniu.

 

Bibliografia

W. Borodziej, Polska wobec zjednoczenia Niemiec 1989-1991. Dokumenty dyplomatyczne, Warszawa 2006.

W. Góralski (red.), Polska-Niemcy 1945-2007. Od konfrontacji do współpracy i partnerstwa w Europie, Warszawa 2007.

H. A. Jacobsen, M. Tomala (red.), Bonn-Warschau 1945-1991. Die deutsch-polnischen Beziehungen. Analyse und Dokumentation, Köln 1992.

T. Jaskułowski, K. Gil (red.), Zwanzig Jahre danach. Gespräche über den deutsch-polnischen Nachbarschaftsvertrag, Wrocław 2011.

 

Jaskułowski, Tytus, dr, pracownik naukowy Instytutu Badań nad Totalitaryzmem im. H. Arendt na Uniwersytecie Technicznym w Dreźnie. Rozprawa doktorska z nauk o polityce: Pokojowa Rewolucja w NRD 1989-1990. Geneza-Przebieg-Efekty. Ważniejsze publikacje: Przyjaźń, której nie było. Ministerstwo Bezpieczeństwa Państwowego NRD wobec MSW 1974-1990, Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2014 (rozprawa habilitacyjna). Za książkę tę autor otrzymał w 2014 r. nagrodę w 7. edycji konkursu „Książka Historyczna Roku” organizowanego przez Telewizję Polską, Polskie Radio i Instytut Pamięci Narodowej.

 

Gil, Karoline, pracuje w Institut für Auslandsbeziehungen w Stuttgarcie, kieruje sekcją Integration und Medien. Członikini stowarzyszenia Young DGAP (Deutsche Gesellschaft für Auswärtige Politik). Zainteresowania badawcze: stosunki europejskie oraz transformacje społeczno-ekonomiczne. Współredaktorka książki Zwanzig Jahre danach Gesprache uber den deutsch-polnischen Nachbarschaftsvertrag / Dwadzieścia lat później Rozmowy o polsko-niemieckim Traktacie o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy,autorstwa Tytusa Jaskułowskiego, Wrocław 2011.