Jacek Grębowiec

Ziemie Odzyskane

Ziemie Odzyskane


„Ziemie Odzyskane” to termin rzadko dziś stosowany bez cudzysłowu lub bez skrótu „tzw.”. Odnosi się do terenów poniemieckich, leżących (w wielkim uproszczeniu) na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej, a przypadłych Polsce po II wojnie światowej kosztem pokonanej III Rzeszy. Opisywać go można z wielu perspektyw: przede wszystkim historycznej i geopolitycznej, odnosi się bowiem do wydarzeń historycznych i decyzji politycznych dotykających kilku narodów zamieszkujących Europę Środkową, szczególnie zaś Polaków i Niemców, a także do następstw wydarzeń takich jak przesunięcie granic państwowych i exodus lub transfer milionów ludzi. W perspektywie językoznawczej i komunikologicznej „Ziemie Odzyskane” to jeden z najbardziej frapujących toponimów, rozpowszechnianych i instrumentalizowanych przez propagandę niesuwerennych władz powojennej Polski, toponim o niezwykle bogatej semantyce, wykreowanej zresztą z potrzeby chwili, pod presją decyzji podejmowanych przez Związek Radziecki, Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię. Znaczenie terminu „Ziemie Odzyskane” dopełnić powinny rozważania wykorzystujące narzędzia psychologii społecznej, które mogą wyjaśnić fenomen jego perswazyjnej skuteczności (a także obrastających go propagandowych tekstów). Skuteczność ta dała się odczuć nawet po ustaniu ideologiczno-politycznej presji podtrzymującej siłę oddziaływania tegoż hasła, frazesu i toponimu, czyli na początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy zapełnianie białych plam w polskiej historiografii Śląska, Ziemi Lubuskiej, Pomorza Zachodniego i Gdańskiego oraz Warmii i Mazur, polegające na stopniowym przywracaniu wiedzy o wcześniejszych losach „Ziem Odzyskanych”, w przypadku wielu Polaków urodzonych już po II wojnie światowej skutkowało największym odkryciem w ich życiu. Mowa o odkryciu formującym tożsamość, budującym niekiedy nową świadomość – egzystowania na kulturowym pograniczu, o którym mieli wcześniej żadne bądź mizerne pojęcie. W kategoriach psychologii społecznej, teorii propagandy i komunikacji masowej można też opisywać środki stosowane przez władze różnego szczebla i organizatorów zbiorowej wyobraźni celem ugruntowania polskiego charakteru „Ziem Odzyskanych”. Mowa o takich tropach jak „sprawiedliwość dziejowa”, „powrót do macierzy”, a także „rekompensata” za utracone ziemie na Kresach. O znaczeniu „Ziem Odzyskanych” wiele powiedzieć też można, gdy umieści się je w perspektywie badań nad komunikacją międzykulturową i międzynarodową. Termin ten, gdy stosowano go w latach 1945-1989 (a czasem później), zapewniając w Polsce o jego literalnej adekwatności i prawdziwości, wobec Niemców, szczególnie tych pochodzących z „niemieckiego Wschodu”, musiał być i był miejscem zapalnym. Ten konfliktogenny potencjał posiada zresztą do dziś. Wystarczy wspomnieć o cytowanej przez Daviesa i Moorhouse’a wypowiedzi Waltera Bechera, rzecznika niemieckich wypędzonych, z 1985 roku: „Wolałbym czwarty czy piąty rozbiór Polski niż [uznać], że Breslau pozostanie na zawsze w rękach Polaków” (cyt. za Davies, Moorhouse 2002, 519).

„Ziemie Odzyskane”, zanim zaistniały jako propagandowy toponim i takież hasło, pojawiły się na mapie – zrazu jako projekt powojennego porządku geopolitycznego, satysfakcjonującego szczególnie Stalina, a zaakceptowanego przez USA i Wielką Brytanię, potem wcielony w czyn: w postaci przekazania Polsce administracji nad terenami na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej, w tym nad Pomorzem Zachodnim i Gdańskim, Ziemią Lubuską, Warmią i Mazurami, Śląskiem Górny i Dolnym wraz z Ziemią Kłodzką mocą postanowień konferencji poczdamskiej. Można oczywiście sięgać głębiej, przypominając mapę opublikowaną we wrześniu 1914 r. przez carskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych zatytułowaną „Przyszłość Europy”. „Przedstawiała ona ambicje terytorialne Rosji, które obejmowały reaktywowane – pod rosyjskim protektoratem – Królestwo Polskie sięgające po Odrę i Nysę Łużycką” (Davies, Moorhouse 2002, 19). Pomysł przyłączenia do Polski terenów odpowiadających późniejszym „Ziemiom Odzyskanym” przypisuje się też polskim narodowcom, piszącym m.in. na łamach „Szańca” w lipcu 1940 r. o granicy opartej na Odrze i Nysie Łużyckiej (zob. Borkowicz 2013, 7), działaczom konspiracyjnej Organizacji Ziem Zachodnich „Ojczyzna” lub pracującemu w okupowanej Warszawie prof. Zygmuntowi Wojciechowskiemu, założycielowi Instytutu Zachodniego (zob. Mazur 2002). Genezy samego terminu „Ziemie Odzyskane” można również poszukiwać w innych czasach i w kontekście innych wydarzeń niż koniec II wojny światowej i postanowienia konferencji w Teheranie, Jałcie i Poczdamie, a mianowicie w 1938 r. w momencie przyłączenia do Polski tzw. Zaolzia. Przypomnieć tu trzeba Dekret Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 11 października 1938 r. o zjednoczeniu Odzyskanych Ziem Śląska Cieszyńskiego z Rzecząpospolitą Polską, którego art. 1 głosił, że „Odzyskane Ziemie Śląska Cieszyńskiego są nierozdzielną częścią Rzeczypospolitej Polskiej”. Zważywszy jednak na to, że „Ziemie Odzyskane” odnoszą się w świadomości Polaków przede wszystkim do terenów przyłączonych po II wojnie światowej, takie ich znaczenie uznać należy za prymarne. Natomiast fakt, iż niektórzy działacze polityczni (skupieni np. w Polskim Związku Zachodnim), czasem przy wsparciu Rządu RP, domagali się jeszcze przed wybuchem II wojny światowej rewizji granic (kluczem do niej miało być np. złączenie z Polską terenów zamieszkanych przez Słowian Zachodnich, obejmujących Czechosłowację, Łużyce, część Saksonii i Brandenburgii, Kaszuby, Mazury i Górny Śląsk), świadczy raczej o ich megalomanii niż o realnych planach, nie mówiąc już o możliwościach przeprowadzenia polskiej ekspansji terytorialnej. Na wymieniane przez Thomasa Urbana dowody świadczące o wrogich względem Niemiec zamiarach władz II Rzeczypospolitej składają się przede wszystkim marzenia endeckich publicystów oraz wspomnienia dyplomatów dotyczące zakulisowych rozmów (zob. Urban 2007, 42-46). Kwestię polskich rojeń na temat poszerzania terytorium kosztem Niemiec tak podsumowują Davies i Moorhouse:

„[…] trzeba sobie uświadomić, że polskie pretensje do tzw. ziem odzyskanych, a w szczególności do ziem zaodrzańskich […] stanowiły w dużej mierze wytwór polityki sowieckiej – miały bardzo niewiele wspólnego z aspiracjami samych Polaków. Przed rokiem 1945 żadna odpowiedzialna polska partia polityczna ani żaden polski przywódca nie wysuwali otwarcie roszczeń do Breslau. Rząd Polski na Uchodźctwie omawiał tę kwestię w kontekście postulowanej konfederacji polsko-czechosłowackiej, ale nigdy nie doszło do formalnych ustaleń. Sugestie tego rodzaju pojawiały się w przedwojennej Polsce w kręgach narodowych na Górnym Śląsku. Wysuwał je np. ksiądz Karol (pseud. Milik) Borgieł (1892-1976), kapelan wojskowy, który wydrukował słynną pocztówkę przedstawiającą mapę z Breslau i Szczecinem (Stettin) po polskiej stronie granicy. Społeczeństwo polskie jako całość nigdy jednak nie zapaliło się do tych pomysłów” (Davies, Moorhouse, 2002, 448)

Powołanie do życia planu przyłączenia do Polski obszarów nazywanych potem „Ziemiami Odzyskanymi” związane było więc przede wszystkim z wydarzeniami, które na trwałe zapisały się w chronologii II wojny światowej, także z tymi najważniejszymi, które odcisnęły piętno na układzie sił i przebiegu granic po jej zakończeniu.

Z polskiej perspektywy istotnymi wydarzeniami, w których przewijała się kwestia przyłączenia ziem na zachodzie i północy Rzeczpospolitej, były, z jednej strony, zabiegi dyplomatyczne Rządu RP na uchodźstwie oraz podziemnych struktur państwa, z drugiej – serwilistyczne, legitymizujące imperialne zabiegi Stalina, działania polskich komunistów. By pokrótce tylko przedstawić „wątek polski” w kwestii terytorialnych nabytków na zachodzie i północy, trzeba przypomnieć kilka podstawowych faktów. Jednym z nich jest Manifest Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego (PKWN) z dnia 22 lipca 1944 r. W sprawie przyszłych granic Polski wypowiadał się poprzez czytelne wezwanie: „Stawajcie do walki o wolność Polski, o powrót do Matki-Ojczyzny starego polskiego Pomorza i Śląska Opolskiego, o Prusy Wschodnie, o szeroki dostęp do morza, o polskie słupy graniczne nad Odrą!”. O granicy wschodniej mówił zaś jako o „linii przyjaznego sąsiedztwa”, opartej na niezbyt czytelnej zasadzie: ziemie polskie – Polsce, białoruskie, litewskie i ukraińskie - radzieckim republikom Białorusi, Litwy i Ukrainy. Istotnym kryterium powojennego bezpieczeństwa proponowanym w Manifeście jest pobrzmiewający w nim panslawizm. Autorom marzy się „zbudowanie wielkiej słowiańskiej tamy, której podstawą będzie porozumienie polsko-sowiecko-czechosłowackie”. Tama ta miała oczywiście chronić „przed naporem germańskiego imperializmu”.

27 lipca 1944 r. gen. Michał Rola-Żymierski i Edward Osóbka-Morawski podpisali tajną umowę moskiewską, w której akceptowali na wschodzie granicę opierającą się na Linii Curzona, w zamian przyjmując zobowiązanie ZSRR do oparcia polskiej granicy na zachodzie na linii Odry i Nysy Łużyckiej. W ten sposób realizowali cele określone przez powołaną przez nich do życia 1 stycznia 1944 r. Krajową Radę Narodową (KRN) pod przywództwem Bolesława Bieruta, która w kwestii granic mówiła o przywróceniu „piastowskich” ziem za zachodzie. Podobne cele stawiał sobie Związek Patriotów Polskich z Wandą Wasilewską na czele, którego pierwszy zjazd odbył się w Moskwie 9-10 czerwca 1943 r. Przez polityków tej frakcji, dodajmy – nie będących kontynuatorami legalnej władzy II Rzeczpospolitej, nie przemawiała jednak polska racja stanu, lecz ponad wszystko pragnienie objęcia władzy w Polsce pod auspicjami Związku Radzieckiego.

Umowa moskiewska (szczególnie w kwestii Linii Curzona) stała w niezgodzie ze stanowiskiem legalnego wielopartyjnego podziemnego parlamentu RP, powołanego do życia 9 stycznia 1944 r. pod nazwą Rada Jedności Narodowej (RJN). Stanowisko to, zapisane we fragmencie manifestu RJN-u z 9 marca 1944 r. zatytułowanego O co walczy naród polski, w kwestii powojennych granic było jasne: uznanie granicy na wschodzie wedle traktatu ryskiego pod warunkiem nieingerowania ZSRR w sprawy polskie, włączenie w obszar Rzeczpospolitej Prus Wschodnich, przesunięcie granicy na zachód, ustalenia granicy polsko-czechosłowackiej zgodnie z porozumieniami z 1918 r. Ostatecznie jednak, 22 lutego 1945 r. RJN wystąpiła sama przeciwko swemu manifestowi, przyjmując paradoksalną uchwałę o podporządkowaniu się krzywdzącym postanowieniom konferencji jałtańskiej (zob. Roszkowski 1991, 146)

Ani stanowisko przedstawiciel PKWN-u i KRN-u, odpowiadające imperialnym zabiegom Stalina, będące zatem działaniem na szkodę państwa polskiego, ani manifest RJN-u, ani nawet zabiegi premiera rządu emigracyjnego Stanisława Mikołajczyka, którego stanowisko ewoluowało od niezgody na uszczuplenie polskiego terytorium (wyrażonej w 1943 r. w memorandum skierowanym do Churchilla i Roosevelta) do zgody na Linię Curzona jako polsko-radziecką linię demarkacyjną (w Moskwie, podczas polsko-radziecko-brytyjskiego posiedzenia w październiku 1944 r.), a później do akceptacji faktów dokonanych, czyli koncepcji tzw. granic „piastowskich” (czego wyrazem było objęcie przez Mikołajczyka teki wicepremiera Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej [TRJN]), nie miały jednak wielkiego wpływu na ostateczny kształt polskich granic po II wojnie światowej. Wola komunistów skupionych wokół PKWN-u i KRN-u była w istocie wolą samego Stalina, a stanowiska Rządu RP na emigracji i podziemnych struktur państwa w obliczu postanowień Wielkiej Trójki trafiały w zasadzie w próżnię. Innym ważnym aspektem polskich sporów i zabiegów o kształt powojennych granic jest stanowisko premiera londyńskiego Rządu RP Tomasza Arciszewskiego, który objął urząd po Mikołajczyku. W odpowiedzi na mgliste zapewnienia Roosevelta o rekompensacie kosztem Niemiec i przesiedleniu ludności, premier Arciszewski w wywiadzie z 17 grudnia 1944 r. „wyrzekł się – jak pisze Roszkowski – Wrocławia i Szczecina, uznając przesiedlenie Niemców za zbyt duży ciężar dla Polski” (Roszkowski 1991, 143).

Sprawa granic Polski, w tym późniejszych „Ziem Odzyskanych”, poruszana była wielokrotnie podczas międzynarodowych spotkań Wielkiej Trójki. Już podczas konferencji w Teheranie 28 listopada 1943 r. Stalin opowiedział się za przeprowadzeniem granicy Polski wzdłuż Odry, dążąc nie tyle do zrekompensowania Polakom utraty ziem, które miały im zostać odebrane na wschód od Linii Curzona, ile do powiększenia swojej strefy wpływów w zwasalizowanej i przesuniętej na zachód Polsce. Co do przebiegu granic ze zdaniem Stalina zgadzał się Churchill. Jak pisze Wojciech Roszkowski,

„Churchill zaproponował formułę w sprawie polskiej w brzmieniu: »Ognisko państwa i narodu polskiego powinno znajdować się między tzw. Linią Curzona, a linią rzeki Odry, z włączeniem w skład Polski Prus Wschodnich i prowincji opolskiej. Jednakże ostateczne wytyczenie granic wymaga dokładnych studiów i w niektórych punktach ewentualnego przesiedlenia ludności«. Stalin wyraził zgodę na tę formułę, podobnie jak Roosevelt, który poprosił jedynie o nieogłaszanie postanowień ze względu na wybory 1944 r. i głosy Polonii amerykańskiej. Rozumiał doskonale, jakim ciosem będzie formuła teherańska dla sprawy polskiej. Wytłumaczenie rządowi polskiemu »korzyści« płynących z tej formuły przyjął na siebie Churchill, licząc, że uda się przy tym przywrócić stosunki polsko-radzieckie. W Teheranie przesądzono w zasadzie sprawę granicy Polski. Uzgodnienie miało na razie pozostać w tajemnicy” (Roszkowski 1991, 125).

Churchillowi, ignorującemu postulaty Rządu RP o zachowanie terytorium Polski bez uszczerbku, w formule teherańskiej chodziło być może o Linię Curzona według koncepcji ministra Anthony’ego Edena, z Lwowem pozostającym po stronie polskiej. Koncepcji tej nie podzielał jednak Stalin.

Niewiele do sprawy zachodniej granicy Polski wniosła konferencja w Jałcie. „11 lutego 1945 przedstawiciele Wielkiej Trójki ogłosili wyniki konferencji, w tym również ustalenia w kwestii polskiej. W sprawie granicy wschodniej postanowiono, iż powinna się ona oprzeć się na Linii Curzona z odchyleniami 5-8 km na rzecz Polski. Uznano, że na zachodzie i północy Polska »powinna uzyskać znaczny przyrost terytorialny«, jednak ostateczny kształt granicy zachodniej miała ustalić konferencja pokojowa z Niemcami” (Roszkowski 1991, 145). Jak wiadomo, do takiej konferencji nigdy nie doszło. Podczas konferencji w Poczdamie Niemcy nie mogli wyrazić swojego zdania, co zapewne było konsekwencją ich bezwarunkowej kapitulacji.

Uchwały konferencji w Poczdamie ogłoszone 2 sierpnia 1945 r. postawiły Polskę w trudnej sytuacji. W rozdziale IX układu zapisano, że „[g]łowy trzech rządów zgodziły się, że aż do ostatecznego ustalenia zachodniej granicy Polski, niemieckie niegdyś obszary na wschód od linii biegnącej od Morza Bałtyckiego bezpośrednio na zachód od Świnoujścia i stąd wzdłuż Odry aż do ujścia zachodniej Nysy, dalej Nysą aż do granicy czechosłowackiej, z włączeniem części Prus Wschodnich nie będących pod zarządem Związku Sowieckiego w zgodzie z zawartymi w trakcie tej konferencji porozumieniami, wraz z terenem niegdysiejszego Wolnego Miasta Gdańska przechodzą pod zarząd państwa polskiego i w tym charakterze nie będą uważane za część sowieckiej strefy okupacyjnej w Niemczech” (cyt. za: Musiał 2008, 150).

Stwierdzono również, podobnie jak podczas konferencji jałtańskiej, że ostateczne wyznaczenie zachodniej granicy Polski należy uzależnić od postanowień konferencji pokojowej z Niemcami (zob. Parzymies 1999, 32). Niemniej rozdział XIII uchwały, mówiący o przesiedleniu ludności niemieckiej z terenów Polski, Czechosłowacji i Węgier w sposób „humanitarny i zorganizowany”, zmianę granic uznawał za fakt dokonany. Ta wyraźna sprzeczność uderzała bez wątpienia w suwerenność Polski. Po pierwsze, Związek Radziecki został jedynym realnym gwarantem nowej granicy zachodniej; po drugie, oferował Polsce granicę skazującą Polaków i Niemców na długie dziesięciolecia wrogości; po trzecie, odbierał (stojącej po stronie zwycięzców) Rzeczpospolitej, za zgodą Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, 48% jej terytorium (ok. 178 tys. km²), a dawał tylko 101 tys. km² ziem należących wcześniej do Niemiec – terenów, co prawda, uprzemysłowionych bardziej niż utracone Kresy, jednak w miarę ich zdobywania przez Armię Czerwoną pozbawianych infrastruktury, nie mówiąc już o tym, że w latach powojennych pozbawianych skutecznie surowców – władze ludowe nie sprzeciwiły się np. żądaniom sowietów, by węgiel z górnośląskich kopalni dostarczać ZSRR po stawkach dziesięciokrotnie niższych niż rynkowe (Roszkowski 1991, 156). Ten sam Związek Radziecki najmocniej opowiadał się za przebiegiem polskiej granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej, podczas gdy zachodni alianci, szczególnie Churchill, już w Jałcie próbowali osłabić wymowę ustaleń w tej kwestii, troszcząc się bardziej o sytuację gospodarczą powojennych Niemiec niż o rekompensatę dla terytorialnie pokrzywdzonej Polski. Podczas konferencji w Poczdamie Churchill, próbując przeforsować korektę zachodniej granicy Polski, przesuwającą ją w ostatniej chwili na linię Odry i Nysy Kłodzkiej, miał ponoć powiedzieć: „Naprawdę byłoby szkoda napchać polską gęś niemiecką karmą do tego stopnia, że padnie z niestrawności” (cyt. za: Davies, Moorhouse, 2002, 452). Ostatecznie jego pretensje nie zostały uwzględnione, być może dlatego, że 25 lipca 1945 r. Churchill, na wieść o przegranych wyborach, i tuż przed ogłoszeniem postanowień konferencji, zmuszony był opuścić Poczdam.

Postanowienia konferencji w Poczdamie, a szczególnie stosowanie się do nich przez Związek Radziecki, przesądziły nie tylko o pojawieniu się nowego tworu i jednocześnie problemu geopolitycznego, zwanego w Polsce „Ziemiami Odzyskanymi”, a w Niemczech „utraconym Wschodem”, lecz również o różnicach w odczytywaniu ich zapisów w Niemczech i w Polsce. Dla Niemców, czemu dawano wyraz m.in. w publikacjach podręcznikowych, tereny przyłączone do Polski kosztem Niemiec były jedynie: „unter polnische Verwaltung”, czyli znajdowały się pod polską administracją, podczas gdy w Polsce stosowano politykę faktów dokonanych, ustanawiając na ziemiach zachodnich i północnych polską administrację na tyle szybko, na ile pozwalały na to sowieckie władze wojskowe. Warto zauważyć, że „Ziemie Odzyskane” trafiały do preambuły Konstytucji Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej z 1952 r.:

„[…] W okresie okupacji Naród Polski toczył nieustępliwą, bohaterską walkę z krwawym najazdem hitlerowskim. Historyczne zwycięstwo Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich nad faszyzmem wyzwoliło ziemie polskie, umożliwiło polskiemu ludowi pracującemu zdobycie władzy i stworzyło warunki narodowego odrodzenia Polski w nowych, sprawiedliwych granicach. Na wieczne czasy powróciły do Polski Ziemie Odzyskane. […]”

Na uwagę zasługuje fakt, że kwestia „Ziem Odzyskanych” stanowiła dla władzy ludowej miernik jej sprawności. Chcąc zakomunikować swoją skuteczność w strzeżeniu nabytków terytorialnych, nazywanych zresztą „ziemiami piastowskimi” (czyli od wieków polskimi), dowartościowując ów nabytek i włączając w proces legitymizacji przynależności „Ziem Odzyskanych” do Polski uczyniono zeń kwestię referendalną. W przeprowadzonym 30 czerwca 1946 r. referendum (zwanym „ludowym”) trzecie i ostatnie pytanie brzmiało: „Czy chcesz utrwalenia zachodnich granic Państwa Polskiego na Bałtyku, Odrze i Nysie Łużyckiej?” Według oficjalnych wyników ogłoszonych 12 lipca 1946 r. na trzecie pytanie odpowiedzi TAK udzieliło rzekomo 91,4% głosujących (Monitor Polski, nr 61, poz. 115). Mimo iż wyniki głosowania zostały sfałszowane, można domniemywać, że odpowiedź twierdząca cieszyła się znaczną aprobatą społeczną, z tego choćby powodu, że jedynie walczące ciągle z komunistami Narodowe Siły Zbrojne (NSZ), w proteście sprzeciwu wobec zaboru Kresów, wzywały, by i na to pytanie odpowiadać przecząco. Przeważająca część innych stronnictw i partii, w tym ciągle jeszcze dystansującego się wobec władzy ludowej Polskiego Stronnictwa Ludowego (PSL), popierała kwestię nowych granic na zachodzie i północy. Pamiętać również należy, że Polacy nie mieli właściwie innego wyboru. Plakaty propagandowe porównywały NSZ do hitlerowców właśnie z powodu zachęcania do głosowania  „3 x nie”. Powoli rosła też świadomość, szczególnie wśród polityków i osób wykształconych, że odrzucenie nabytków terytorialnych oznacza sprowadzenie powojennej Polski do obszaru Księstwa Warszawskiego (państwa „wasalnego” wobec Francji Napoleona Bonapartego), a tzw. „repatriantów” osiedlanych przez Państwowy Urząd Repatriacyjny (PUR) na „Ziemiach Odzyskanych” skazuje na pogłębienie egzystencjalnej niepewności – i bez tego niezwykle głębokiej z powodu stosowania przez władze ludowe straszaka niemieckiego, wizji operującego na ziemiach zachodnich Wehrwolfu. Z ustrzeżonych przed fałszerstwami urn wyborczych na terenie Małopolski udało się wyliczyć przybliżony procent głosów za przyłączeniem „Ziem Odzyskanych” – wynosił on 66,9% (zob. Osękowski 2000). Zadaniem władz, popieranych w kwestii „Ziem Odzyskanych” przez ZSRR, pozostało zapewnienie im stabilności oraz zespolenie z resztą kraju.

Rolę tę wzięło na siebie wiele środowisk, nie tylko stricte politycznych, choć  jako widoczny znak potrzeby szybkiego scalenia Polski z nabytymi terenami zapisało się powołane do istnienia 13 listopada 1945 r. Ministerstwo Ziem Odzyskanych (MZO) z Władysławem Gomułką na czele. Wcześniej Tymczasowy Rząd RP wyłoniony z grona działaczy PKWN już w marcu 1945 r. zainicjował akcję wręczania pełnomocnictw do zarządzania poszczególnymi regionami i miastami przyznanymi Polsce podczas konferencji w Jałcie, w kwietniu podobne działania rozpoczął samozwańczy krakowski komitet, w skład którego wchodzili m.in. przedstawiciele Akademii Górniczej, Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiego Związku Zachodniego (Suleja 2001, 7). Istotną rolę w scalaniu „Ziem Odzyskanych” z Polską odegrało środowisko wykładowców akademickich. Zapał intelektualistów, którzy przeżyli prześladowania i planową eksterminację polskiej inteligencji przez nazistów, wyrażał się m.in. w restytuowaniu polskich uczelni i instytucji naukowych na „Ziemiach Odzyskanych”, np. Politechniki Wrocławskiej i Uniwersytetu Wrocławskiego (powstałego przy udziale kadry byłego Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie) już 24 sierpnia 1945 r. (Suleja, 2001, 23-24). Nie można również nie dostrzec roli prasy, która stała się jednym z najsprawniejszych narządzi „repolonizacyjnej” propagandy, zręcznie rozpowszechniając tezę o odwiecznie polskim charakterze „Ziem Odzyskanych”, amplifikując również antyniemieckie lęki poprzez wykorzystywanie motywu rewizjonizmu (co akurat zespalaniu ziem zachodnich i północnych z resztą kraju, szczególnie budowaniu trwałych więzi osadników z zasiedlanymi poniemieckimi miejscowościami i domami nie pomagało):

„Pojęcie rewizjonizmu zaczyna się pojawiać w materiale źródłowym [w „Pionierze”/„Słowie Polskim” – przyp. JG] w pierwszej połowie 1946 roku. Co istotne – w pierwszych latach po wojnie tytułowy atrybut przypisywany zostaje nie tylko nieprzychylnym powojennej Polsce »partiom burżuazyjnym« CDU i SPD, klerowi niemieckiemu czy weteranom wojennym. Ponieważ rewizjonizm jest hasłem zapewniającym popularność w życiu polityczno-społecznym, nie rezygnują z niego (przynajmniej do mniej więcej połowy 1947 roku – do serii porażek wyborczych w zachodnich strefach okupacyjnych) i komuniści niemieccy” (Miodek 2008, 217).

Strach przez rewizją granic, ukierunkowany już jednak przede wszystkim na ziomkostwa niemieckich wypędzonych, będzie wątkiem wykorzystywanym przez codzienną prasę dolnośląską stale, aż do lat osiemdziesiątych. Teksty podejmujące to zagadnienie charakteryzują bardzo silne emocje oraz nasycenie wszelkimi niepochlebnymi stereotypami na temat Niemiec i Niemców:

„[…] Immanentnymi cechami działalności wypędzonych jest rewizjonizm, chęć odwetu i odebrania Polsce Ziem Zachodnich i Północnych, agresja i prowokacyjność. Do wyrazistszych zwrotów, którymi określani są uczestnicy »hec« i »sabatów« [zjadów i wystąpień – wyjaśnienie JG], należą »polakożercy«, »zakapturzeni i niezakapturzeni hitlerowcy« bądź »hitlerowscy bandyci podkarmieni przez amerykańskie zastrzyki dolarowe«. Atrybutami towarzyszącymi zlotom są płaszcze krzyżackie, flagi regionalne, np. śląskie […], mapy z granicami z 1937 roku (określane mianem map III Rzeszy), marsze wojskowe i »Deutschland, Deutschland über alles« - śpiewane w dodatku »w starym rytmie nazistowskim«” (Miodek 2008, 244).

Niemały udział w zespalaniu nabytych terenów odegrali nieliczni koncesjonowani przez komunistów przedwojenni nacjonaliści (na Górnym Śląsku m.in. Wilhelm Szewczyk – przed wojną działacz Obozu Narodowo-Radykalnego, po wojnie m.in. do 1950 r. redaktor tygodnika „Odra”, w którym poszukiwano sposobów skutecznej „repolonizacji” „Ziem Odzyskanych”) (zob. Fic 2007) oraz przedstawiciele przedwojennej mniejszości polskiej w Niemczech, m.in.. Edmund Jan Osmańczyk, poeta, kierownik Centrali Prasowej Związku Polaków w Niemczech, po wojnie publicysta i korespondent, a także piewca „odwiecznie polskiego” Nadodrza, Opolszczyzny jako „Przedmurza Słowiaństwa”, propagujący tezę o masowym wyludnianiu się w latach 1840-1938 Śląska i Prus Wschodnich z Niemców ogarniętych tajemniczą „chorobą Ostflucht” (Osmańczyk, 1973).

Dość szybko również na postanowienia poczdamskie zareagował polski Kościół:

„12 sierpnia, wyposażony w odpowiednie pełnomocnictwa Watykanu, do Wrocławia przybył niespodziewanie prymas Polski kardynał Hlond i poinformował niemieckich duchownych, że przejmuje administrację diecezji. Nastąpiło to cztery dni przed zawarciem porozumienia między Polską a ZSRR o zrzeczeniu się przez Rosjan pretensji do mienia poniemieckiego. Pod koniec miesiąca katedrę objął w posiadanie nie kto inny jak ksiądz Karol Milik – nowy, polski administrator diecezjalny. Tym samym w kościołach wrocławskich rozpoczął się krótki okres koegzystencji Polaków i Niemców i długi okres zmagań między Kościołem a państwem. W osobie księdza Milika Kościół zdecydowanie przeciwstawiał się komunizmowi, bijąc zarazem w narodowy bęben” (Davies, Moorhouse, 2002, 453-454).

Pośród instytucji, które w zespalaniu „Ziem Odzyskanych” z resztą kraju odegrały zasadniczą rolę, wymienić trzeba  powołany do istnienia już 7 października 1944 r. na mocy dekretu PKWN Państwowy Urząd Repatriacyjny (PUR). Jego nazwa stała w sprzeczności z zadaniami powierzanymi tej instytucji: do maja 1945 r. PUR zajmował się prawie wyłącznie depatriacją Polaków z utraconych Kresów i innych rejonów ZSRR, później jego kompetencje rozszerzono na kontrolę migracji wewnątrz kraju. Wraz z Generalnym Pełnomocnikiem Rządu do spraw Repatriacji PUR-owi udało się doprowadzić do końca transfer ludności na „Ziemiach Odzyskanych”, znajdując na nich miejsce, tylko do końca 1947 r., dla 4,6 mln obywateli polskich (Roszkowski 1991, 171).

Za wydarzenia-symbole w procesie scalania ziem zachodnich i północnych z Polską uchodziły przez cały okres PRL-u: Wystawa Ziem Odzyskanych i Światowy Kongres Intelektualistów w Obronie Pokoju – dwie najważniejsze letnie imprezy propagandowe zorganizowane w 1948 r. we Wrocławiu. Ich celem było przekonanie zgromadzonych gości, w tym wielu zagranicznych sław przybyłych na Kongres Intelektualistów (takich jak Pablo Picasso, Le Corbusier, Irena Joliot-Curie, Julius Huxley, Ilia Erenburg) o słuszności przesunięcia granicy polsko-niemieckiej na linię Odry i Nysy Łużyckiej, czego najlepszą ilustracją miał być sam Wrocław – prezentowany jako „miasto pokoju”, ośrodek rozwoju przemysłu i ożywionej działalności naukowej (w przeciwieństwie do rzekomo zaniedbanego, prowincjonalnego niemieckiego Breslau), intensywnej powojennej odbudowy, obywateli jednomyślnych pod względem politycznym (przed Wystawą i Kongresem aresztowano ok. 600 osób podejrzewanych o działalność antyrządową) i jednoznacznie polski (pospiesznie usuwano z murów wszelkie ślady niemczyzny). Podczas Wystawy Ziem Odzyskanych, którą otwierali prominentni politycy (m.in. prezydent Bolesław Bierut, premier Józef Cyrankiewicz) padały ważkie słowa. Cyrankiewicz o „Ziemiach Odzyskanych” mówił: „Uczyniliśmy z nich ziemię na powrót polską, tak polską jak cała reszta kraju”, a Wiktor Kościński, Komisarz Rządu ds. WZO groził, że „ktokolwiek podniesie rękę na Odzyskane Ziemie Zachodnie, musi być uważany za wroga całego narodu polskiego” (Suleja 2001, 35-38).

Fenomen „repolonizacyjnej” propagandy uprawianej po II wojnie światowej, której wrocławskie imprezy z 1948 r. były jedynie kulminacyjnym punktem, stanowiła jej skuteczność. Grunt pod nią przygotowali w jakimś stopniu politycy ruchów narodowych, historyczni publicyści okresu międzywojennego, pisarze i historiografowie przywracający pamięć o polskim, szczególnie w XIX i na początku XX w., Śląsku i Pomorzu. Ale najwyższą skuteczność w restytucji zbiorowego przekonania o piastowskim, a zatem polskim charakterze ziem zachodnich i północnych, osiągnęła propaganda władzy ludowej. Trzeba jednak zaznaczyć, że tylko ta władza dysponowała argumentem, którego w Polsce nie miał nikt od czasów Bolesława Chrobrego – nie tylko wizją, ale faktycznym posiadaniem terenów, o których jej propaganda mówiła, a które już choćby z powodów egzystencjalno-demograficznych koniecznie musiała utrzymać przy Polsce – pobitej, okrojonej terytorialnie, zwasalizowanej, potrzebującej zatem mitu w jakiś sposób kompensującego straty.

Choć historia ziem pogranicza nie traci i dziś konfliktowego potencjału, z pewnością nie jest już areną tak znaczących propagandowych nadinterpretacji, jakie miały miejsce w okresie PRL-u. To, co jeszcze dwadzieścia pięć lat temu wydawało się odwiecznie polskie, dziś przynależny raczej do historii różnych nacji i państw. Tak jest z większością księstw śląskich, zhołdowanych królowi Czech ok. 1335 r., a przechodzących później w ręce Habsburgów, następnie zdobytych przez króla Prus, skąd trafiły w obręb zjednoczonych przez Bismarcka Niemiec. Nikt dziś nie ukrywa, że Pomorze Zachodnie w XII w. stało się lennem Cesarza Niemiec, Ziemię Lubuską w połowie XIII w. Bolesław II Rogatka sprzedał Marchii Brandenburskiej, a południową część Prus Wschodnich związki lenne z Rzeczpospolitą łączyły jedynie w latach 1466-1657, natomiast Ziemią Kłodzką władał tylko piastowski Henryk IV Probus, stąd zapewne powojenne roszczenia Czechosłowacji odnośnie tego, czyją „Ziemią Odzyskaną” ma być teren od Barda do Międzylesia.

Skomplikowana historia polskich ziem zachodnich i północnych nie stanowi dziś tematu do poważnych geopolitycznych dyskusji prowadzonych na wysokim szczeblu. Formalną akceptację takiego stanu rzeczy, jaki zaistniał po II wojnie światowej, potwierdzają międzypaństwowe dokumenty: podpisany z NRD „układ zgorzelecki” z 6 lipca 1950 r., układ między PRL a RFN o podstawach normalizacji stosunków z 7 grudnia 1970 r. oraz polsko-niemiecki traktat graniczny podpisany 14 listopada 1990 r. przez ministrów spraw zagranicznych Polski i Niemiec.

 

Bibliografia

M. Fic, Wilhelm Szewczyk (1916-1991). Śląski polityk i działacz społeczny, Katowice 2007.

E.J. Osmańczyk, Był rok 1945…, Warszawa 1973.

W. Suleja, Historia Wrocławia. W Polsce Ludowej, PRL i III Rzeczypospolitej, t. 3, Wrocław 2001.

N. Davies, R. Moorhouse, Mikrokosmos. Portret miasta środkowoeuropejskiego, przeł. A. Pawelec, Kraków 2002.

J. Borkowicz, Sami swoi nad Odrą, [w:] „Uważam Rze. Historia”, nr (8) 17, sierpień 2013.

W. Roszkowski, Historia Polski 1914-1990, Warszawa 1991.

Z. Mazur, Antenaci. O politycznym rodowodzie Instytutu Zachodniego, Poznań 2002.

Dekret Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 11 października 1938 r. o zjednoczeniu Odzyskanych Ziem Śląska Cieszyńskiego z Rzecząpospolitą Polską (Dziennika Ustaw z 1938 r. nr 78 poz. 533), za: http://isap.sejm.gov.pl/DetailsServlet?id=WDU19380780533

Manifest Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego(Dziennik Ustaw z 1944 r. nr l - załącznik), za: http://www.law.uj.edu.pl/~khpp/fontesu/1944.htm

Konstytucji Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej z 1952 r.( Dziennik Ustaw z 1952 nr 33 poz. 232), za: http://isap.sejm.gov.pl/DetailsServlet?id=WDU19520330232

S. Parzymies, Stosunki międzynarodowe w Europie 1945-1999, Warszawa 1999.

T. Urban, Utracone ojczyzny. Wypędzenia Niemców i Polaków w XX wieku, przeł. A. Kowaluk, Warszawa 2007.

B. Musiał, „Niechaj Niemcy się przesuną”: Stalin, Niemcy i przesunięcie granic Polski na zachód, [w:] „Arcana” 2008, nr 1.

C. Osękowski, Referendum 30 czerwca 1946 roku w Polsce, Warszawa 2000.

Ogłoszenie Generalnego Komisarza głosowania ludowego o wyniku głosowania ludowego z dnia 30 czerwca 1946 r., (Monitor Polski. Dziennik Urzędowy Rzeczpospolitej Polskiej, Nr 61, poz. 115), za: http://dokumenty.rcl.gov.pl/MP/rok/1946/wydanie/61/pozycja/115

M. Miodek, Niemcy. Publicystyczny obraz w „Pionierze”/ „Słowie Polskim” 1945-1989, Wrocław 2008.

http://www.wni.com.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=82&Itemid=75.

 

Grębowiec, Jacek,dr, adiunkt w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego; zainteresowania naukowe: kultura pogranicza, najnowsza literatura polska, teoria komunikacji i językoznawstwo pragmatyczne; autor monografii: Inskrypcje w przestrzeni otwartej Wrocławia na tle jego ikonosfery (do 1945 r), 2008; Mówić i działać. Wykłady z pragmatyki języka, 2013; Inschriften im öffentlichen Raum in Wroclaw/Breslau, 2014; sekretarz redakcji półrocznika „Znaczenia. Kultura-Komunikacja-Społeczeństwo”.